wtorek, 16 stycznia 2018

DLACZEGO NIE CHCĘ MIEĆ DZIECI?

Pierwszy post na blogu więc należy wejść z hukiem. Tak więc oto podzielę się z Wami tym, dlaczego nie mam zamiaru mieć dzieci. Nigdy, ani w tym, ani w następnych wcielaniach, jeżeli reinkarnacja istnieje.










Jakoś nigdy nie przepadałem za dziećmi, nawet jak byłem jeszcze dzieckiem (liczmy tak od gimbazy). Nigdy nie wiedziałem dlaczego ludzie tak się spuszczają nad zdjęciami cudzych dzieci na fejsie. Dla mnie te wszystkie zdjęcia są takie same - gdyby wstawić tylko jedno 1000 razy, pewnie nie zauważyłbym różnicy. Swoją drogą, takie wstawianie zdjęć dziecka na fejsa to wystawianie się na cel dla wszelkiej maści Trynkiewiczów, ale o tym kiedy indziej.

Nigdy też nie potrafiłem złapać kontaktu z dzieckiem - wszelkiego rodzaju ciamkanie, cyckanie i gdakanie nad małym dzieckiem kojarzyło mi się z jakąś niegroźną chorobą psychiczną, na którą mimo wszystko wolałbym nigdy nie zapaść. Tak więc jak tylko mogę to unikam kontaktów z małymi dziećmi, a gdy już jakimś cudem ktoś chce dać mi na ręce dziecko do potrzymania to zawsze grzecznie przepraszam, że jestem lekko przeziębiony i nie chciałbym zarazić - zawsze działa, polecam wszystkim co mają alergię na dzieci.

Małe dziecko to cała masa roboty - trzeba wstawać w nocy gdy zapłacze, do roboty się nie wyśpisz, trzeba się nim zajmować (nie umiem i nie czuję potrzeby by się tego nauczyć), dziecko ciągle czegoś chce, zadaje milion głupich pytań, wypadałoby też żeby nie tylko żona zmieniała mu obsrane pampersy (błeeeeee) no i przede wszystkim - proszę przygotować zestaw do defibrylacji - dziecko kosztuje. I to w chuj kosztuje. A ja jestem lisek chytrusek i płacić nie lubię. Poza tym i tak mało zarabiam, a nie wyobrażam sobie żeby moje dziecko miało chodzić w dziurawych łachach i nie mieć trzech posiłków dziennie tylko dlatego że lekkomyślny autor tego bloga i jakaś równie lekkomyślna Karyna pomyślała, że jakoś to będzie.

Kiedy dziecko jest małe kosztuje dużo, a kiedy rośnie - kosztuje jeszcze więcej. No bo przecież musi coś jeść, w coś się ubrać, trzeba potem kupić rzeczy do szkoły, o tablecie na 3cie urodziny też nie wolno zapomnieć, żeby dupy nie zatruwało. A jak zacznie chodzić do gimby to dopiero zaczną się jazdy: kwestionowanie zdania rodziców na każdym kroku, złe towarzystwo, dopalacze i gra w słoneczko na szkolnej wycieczce. Można by wyliczać i wyliczać. No dobrze, a jakie są plusy rodzicielstwa? Eeeee... 500+ i parę godzin spokoju gdy dziecko śpi? Serio więcej znaleźć nie potrafię.

Mimo tych wszystkich potworności jakoś nigdy nie wykluczałem, że będę miał kiedyś własne dzieci. W końcu podobno własne dziecko to co innego. Poza tym, nieco większe dzieci wzbudzały moją sympatię i zdarzało się nawet, że myślałem o swoich, a te wszystkie potworności jakoś schodziły na dalszy plan. Tyle, że te dzieci widywałem zwykle raz na kilka tygodni albo i miesięcy i to nie na dłużej niż kilka godzin, a potem wracałem do domciu. Na szczęście jednak Bóg chyba mnie kocha, bo w moim trzydziestoletnim życiu  zdarzyło mi się mieć związek z kobietą mającą małe dziecko. O tej historii można by pisać i pisać, dlatego będzie osobny post na ten temat. Przez te kilka miesięcy miałem okazję poznać co to znaczy dziecko: pałęta się toto pod nogami, drze japę w niebogłosy, ciągle czegoś chce, rzyga, sika, robi kupę, drze się w nocy i nie da człowiekowi pospać. Dobrze, że w końcu się rozstaliśmy bo już nie mogłem tego wytrzymać.

Tak wiem, pewnie wejdzie tu jakaś Matka Polka z poczuciem misji i zacznie mi jechać od Piotrusiów Panów i niedojrzałych gówniarzy (o Matkach Polkach też można by napisać kilka postów, więc o nich kiedy indziej), że związek z dzieciatą kobietą to test na odpowiedzialność mężczyzny bla bla bla no i że swoje oczywiście pokocham. Może tak może nie. Jeżeli ten dzieciak tak mi dał się we znaki, a nie miałem go na codzień, to co będzie z moim własnym? Od nieswojego mogłem w każdej chwili bez żadnych konsekwencji uciec, a od swojego już się nie da. Nawet zrzeczenie się praw rodzicielskich nie zwalnia od płacenia alimentów. Tak wiem, to potworne z jakim wyrachowaniem piszę o dzieciach, ale samo to świadczy o tym, że nigdy nie powinienem ich mieć i dziękuję Bogu za to, że jestem tego świadomy. Jestem świadom tego, że jest ogromne ryzyko, że własne dziecko może być dla mnie takim samym ciężarem, a mimo wszystkich swoich wad nie jestem taką świnią, żeby ryzykować chujowe dzieciństwo temu Bogu ducha winnemu małemu człowiekowi tylko dlatego, że myślałem że ze swoim to będzie inaczej. Tak jak ma to miejsce u niezliczonych liczby Sebów i Karyn, którzy nie potrafią myśleć dalej niż najbliższe 5 minut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz